W województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie świeckim, dokładniej w gminie Drzycim, w środku lasu, usytuowana jest Leosia, mała osada z dużą atrakcją. Znajduję się tam największy na Pomorzu, a trzeci pod względem wielkości w Polsce granitowy głaz narzutowy.
Ten pomnik przyrody nieożywionej, to pamiątka po okresie zlodowacenia, choć krążą słuchy, że to raczej robota diabła. Według legendy diabeł chciał przegrodzić kamieniem nurt przepływającej w pobliżu rzeki Wdy, ale nie wyrobił się przed świtem i musiał zostawić głaz w środku lasu. Stąd wieś Leosia dawniej nosiła niemiecką nazwę Teufelstein, czyli po naszemu Diabelski Kamień. Ale aby nie było aż tak strasznie i poprawniej światopoglądowo, jest też druga legenda o Świętym Wojciechu, który podobno w trakcie wędrówki do pogańskich Prus, z tego kamienia wygłaszał kazania. Stąd też druga nazwa – Kamień Świętego Wojciecha.
Tyle legend, a w rzeczywistości to po prostu kamień, tyle że wielki. W obwodzie ma 24,5 m, szerokości 8,8 m, i wystaje z ziemi na 3,8 m, a i tak większa część głazu znajduje się podobno pod ziemią.
To gdzie ten Diabelski Kamień?
Do głazu prowadzi, dobrze oznaczona, utwardzona leśna droga. Znaki ustawione przy drodze publicznej wskazują gdzie trzeba wjechać w las. Jest też miejsce gdzie można zaparkować samochód. Najlepszym chyba i najzdrowszym sposobem, aby dostać się do tego pomnika przyrody jest przejażdżka rowerowa, do czego zdecydowanie zachęcam.
Ostatni odcinek trasy trzeba pokonać pieszo, wąską ścieżynką między drzewami. I jest to chyba najbardziej ekscytujący etap wycieczki, gdy pomiędzy zaroślami pojawia się głaz. Ścieżka prowadzi lekko pod górę, więc najpierw pojawia się tylko szczyt kamienia. Przechodzi wówczas do głowę myśl: i po to tu się przedzieram? Jednak z każdym krokiem, widać coraz więcej i w końcu stając przed Diabelskim Kamieniem można jedynie powiedzieć: łaaałłł! Naprawdę, robi wrażenie.
W kamieniu widać kilka otworów. Przypuszczalnie wykonanych w celach badawczych. Natknąłem się na informację, że kiedyś rozważano nawet użycie głazu jako materiału na pomnik.
Równie ciekawe są wzmianki, jakoby w zamierzchłych czasach miejscowa ludność mogła wykorzystywać kamień w celach obrzędowych. Choć stojąc przy tam dużym obiekcie, łatwo uwierzyć, że mógł być on obiektem kultu, to z informacji do których udało mi się dotrzeć, nie były prowadzone w tym miejscu żadne prace archeologiczne.
Miejsce z widokiem na polodowcowy głaz narzutowy
Obok kamienia znajduje się stół i ławeczki, gdzie można przysiąść i posilić się, lub tylko popatrzeć na głaz. Przyda się chwila wytchnienia po kilkukrotnym okrążeniu głazu i próbach wejścia na jego szczyt. W końcu nawet święty Wojciech dał radę wejść, aby przemawiać do niewiernych 😉
A i najważniejsze! Wyczytałem, że na starych zdjęciach głaz wydaje się większy. Może to oznaczać, że się zapada. Trzeba się wiec pośpieszyć, bo za kilkaset lat może go już nie będzie widać 😉